na dzielni było chyba wesele z poprawinami z soboty na niedzielę, albo jakaś grubsza impreza, bo muzyka waliła decybelami, drzwiami i oknami, od 21.00 do 4.00 nad ranem, z krótką przerwą (na trzeźwienie?) i potem znowuż od 7.00 rano do 11.00. myśli kwieciste, jakie przemykały mi przez otumanioną głowę, kiedy budziłam się co pół godziny, nie nadają się do publikacji.
a potem to już dzieci wstały, więc i nadzieja na odespanie znikła jak sen jaki złoty. co prawda podjęłam nieśmiałą próbę dwukrotnie w ciągu dnia, ale po 60 sekundach od przyłożenia głowy do poduszki, klejąca łapka klepała mnie w policzek: "mamo, jestem głodny i nie chcę tej bajki, chcę inną."
muszę jeszcze się wykąpać, umyć włosy, ogolić nogi i pomalować paznokcie. i niech mi kto powie, że życie kobiety nie jest trudne i pełne poświęceń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz