środa, 26 marca 2014

deszcze niespokojne potargały asfalt

od rana zbierało się na deszcz, ciemne chmury gromadziły się nad miastem, aż wreszcie około 10.00 oberwała się chmura, a nam oberwało się razem z nią. za oknami - ściana wody, ulicami popłynęły rwące potoki, kto mógł, chronił się pod dachem.

zadowolony był jedynie nasz dwuosobowy personel porządkowy - no bo skoro pada, to ani nie zamiotą podwórka, ani nic nie upiorą, ani ogródka nie poplewią, ani tym bardziej nie umyją okien. jeszcze przed ulewą pomyli posadzki w biurze, a wraz z pierwszymi kroplami deszczu zasiedli spokojnie pod podwórkowym okapem i ze spokojem ducha kontemplowali deszcz. takoż i puściliśmy ich do domu trzy godziny przed czasem, bo kiedy pada, ruch w mieście jest sparaliżowany i biedaki nie dojadą do swoich dzielnic - sporą część drogi będą i tak musieli przejść pieszo, bo transport publiczny znika z tras miejskich podczas deszczu.

i tu dochodzimy do sedna. otóż kiedy pada w nocy lub o świcie, centrum miasta jest puste, bo przedmieścia nie są w stanie dojechać/dopłynąć. kiedy pada w ciągu dnia - miasto staje, bo przedmieścia nie są w stanie wrócić do siebie po pracy. dziś jechałam do domu ze średnią prędkością 2km/h, czyli moje niecałe 4km z pracy do domu pokonałam w dwie godziny. na jednych światłach stałam bite 45 minut, nie posuwając się ani o centymetr. światła zmieniały się - czerwone, zielone, czerwone, zielone... a ja i stu innych kierowców staliśmy cierpliwie, dłubiąc w nosie, pisząc sms-y, piłując paznokcie, czytając gazetę, kiwając się w takt muzyki lecącej z radia, bądź sprzątając samochód, jak pewien pan, który to nie wysiadając z pojazdu, wytrzepał przez okno na ulicę wszystkie cztery maty, spryskał cockpitsprayem konsolę i dopolerował ją szmateczką, a także uporządkował zawartość schowka na rękawiczki. coś się jednak w narodzie zmienia, bo nikt na nikogo nie trąbił, nikt nikomu drogi nie zajeżdżał, wszyscy spokojnie czekali na swoja kolejkę.

kiedy hektolitry deszczu spłynęły do niższych partii miasta, niebo sie przejaśniło i ulice trochę przeschły, ilość i głębokość dziur w asfalcie zwiększyła się dwukrotnie w porównaniu ze stanem na godzinę 8.00 rano.

dojechałam do domu, wysiadłam z samochodu i mało nie odpadł mi zdrętwiały tyłek. ja już jestem za stara na takie korki. myślę, że interesującą alternatywą byłaby jazda konna - koń zaparkowany na trawniku pod biurem i napis ostrzegawczy na bramie "uwaga, zły koń".

1 komentarz:

  1. Kociu, Kociu, przeczytałam 3 posy za jednym zamachem i co się naśmiałam, to moje. Dzięki Ci, że piszesz regularnie - może i ja się zbiorę.

    (Co mówiąc, obejrzała kolejny fimik na youubie, podłubała w nosie i puściła bąka.)

    OdpowiedzUsuń