sobota, 28 lutego 2015

najpierwszy najlepszy przyjaciel

odbieram wczoraj józia z przedszkola. kiedy wchodzę do sali, młodzież zajęta jest rysowaniem. chłopiec siedzący obok józia zwraca się do mnie:
- proszę, narysowałem to dla pani.
- ach tak? to opowiedz mi, co narysowałeś.
- tutaj jest statek kosmiczny, tutaj niebo, a tutaj ja i józek.
- już wiem - to ty jesteś michałek.
- skąd pani wiedziała?

...skąd wiedziałam...
rano, kiedy odprowadziłam józia do przedszkola, rozmawiałam chwilkę z wychowawczynią, przemiłą panią tereską o czarownej chrypce janis joplin.
- pani kociu, ten pani józio i michałek to się dobrali w korcu maku! duo inferno! jak oni się nawzajem nakręcają! czasem to aż się muszę na nich ostentacyjnie obrazić, żeby się uspokoili...

bardzo jestem dumna z mojego syna, że już wyrobił sobie, na spółkę z michałkiem, renomę przedszkolnego łobuza. a tymczasem przyjaźń kwitnie: kilka dni temu józio zaprezentował mi z dumą prezent, jaki dostał od michałka: niteczkową bransoletkę przyjaźni. noszą obydwaj takie same i nie zdejmują ani to spania, ani do kąpieli. dozgonna przyjaźń zobowiązuje.


poniedziałek, 9 lutego 2015

wierszyki na dobranoc

dzieci moje dostaly pod choinkę od miłych cioć pięknie wydane wiersze wandy chotomskiej. wczoraj czytaliśmy do poduszki, aż doszliśmy do "kołysanki dla mamy i taty":

Najpierw była wielka miłość, wielka miłość,
mama z tatą, pełen szczęścia ciepły dom.
Potem wszystko się dzieciakom zawaliło.
Gdzie ten tata, gdzie ta mama teraz są?

Kołysanka dla taty i mamy, gorzka jak piołun.
Nie ma domu, wspólnego domu.
Nie ma stołu, wspólnego stołu.
Kołysanka dla taty i mamy, gorzka od łez,
podpowiada, że oprócz was dwojga
na tym świecie ktoś jeszcze jest.

Mamo, proszę, daj się ze mną spotkać tacie.
Tato, proszę, ty o mamie nie mów źle.
Chcę was kochać, chociaż już się nie kochacie.
Ja was zawsze, całe życie kochać chcę.

(...)

jak mam ci, syneczku, dać się spotkać z tatą i nie drżeć ze strachu, że znowu cię będzie bił, "bo mu wolno"?
jak mam was uchronić przed wrzaskiem, przemocą, wyzwiskami, jak mam wam wymazać z pamięci groźby tatusia, że mamę pobije, jeśli będzie nadal "wtrącała się w wasze wychowanie", że psa wytrenuje, żeby ją zagryzł, jeśli będzie mówiła do was po polsku, że ją zabije?

nie ma wspólnego domu i nie ma wspólnego stołu, i nigdy już nie będzie. im dłużej się nad tym zastanawiam, tym wyraźniej widzę, że nawet to, co teoretycznie kiedyś było wspólne, tak naprawdę zawsze było rozdzielone i osobne.

i chociaż nie wiem, jak odpowiadać na wasze pytania: "kiedy odwiedzimy tatusia", chociaż wiem, że wasze nadzieje: "tatuś już nas więcej na pewno nie będzie bił" są płonne, chociaż wiem, że tęsknicie i wypieracie złe wspomnienia - i jest mi ciężko - wiem, że uciekając tamtego dnia z domu i zabierając was ze sobą, postąpiłam słusznie. i dziś, jutro, zawsze, po tysiąc razy zrobiłabym to samo.

wiem, że kiedy podrośniecie, sami to zrozumiecie. a teraz pozostaje mi spokojnie tłumaczyć wam coś, czego nie potrafię wytłumaczyć, słowami, których nie umiem znaleźć. i mieć nadzieję, że zawsze będę umiała was obronić.