poniedziałek, 6 kwietnia 2015

wielkanoc, nowe początki

w wielką sobotę tradycyjnie poświęciliśmy jajka, zlokalizowawszy uprzednio miejsce spotkań lokalnej polonii. w niedzielę wielkanocną pojechaliśmy do naszego starego kościoła, bo nowego jeszcze nie pochytałam, a poza tym w starym miejscu starzy znajomi, których trzeba było uściskać i życzyć wesołego alleluja.

a dziś - wyspaliśmy się do imentu, upiekliśmy ciasto bananowe, wysłaliśmy (no, to już tylko ja, dzieci w tym czasie uczciwie oglądały bajki) odpowiedź na kilka ogłoszeń o pracę i na koniec dnia dopieliliśmy do końca naszą grządkę i posialiśmy pietruszkę, seler, koperek, szczypiorek i bazylię - obok zasadzonych wcześniej mięty zwykłej i czekoladowej oraz samotnego krzaczka truskawek, który objadamy systematycznie.

odkrycie roku: julek uwielbia sałatkę śmietnikową. dla mnie jest to o tyle zaskoczenie, że julek niecierpi zielonego groszku i z każdego innego dania każe mi go mozolnie wydłubywać. a tu proszę, sałatkę wcina łyżkami! józio mniej chętnie - spróbował, ale tylko się skrzywił, więc nie zmuszałam - zobaczymy za jakiś czas, czy mu się odmieni.

akurat gdy wyjmowałam gorące ciasto z pieca, a zapach bananów i czekolady rozchodził się po ulicy, wpadła trzyosobowa delegacja z ekipy technicznej. mają obowiązek sprawdzać co jakiś czas, czy dom jeszcze stoi i czy wszystko jest w porządku. zjedli po kawałku ciasta i stwierdzili, że właściwie to bardzo im się moje samodzielne gospodarowanie podoba i skoro tutaj się tak pichci, to będą wpadać częściej. widziałam też, że zauważyli nasze porządki w ogródku i skomentowali między sobą pozytywnie.

jutro koniec ferii wielkanocnych i trzeba wtsać wcześnie, żeby dotrzeć do przedszkola, więc zaraz zagonię młodych do kąpania i do kolacji. koniec laby, wraca kierat - który zresztą dzieci znoszą bardzo dobrze. ja za to odetchnę, bo kiedy młodzi zajęci w placówce edukacyjnej, matka może zająć się innymi pożytecznymi sprawami.