czwartek, 7 września 2017

muchy już się nasrały, idzie jesień

temat muszego srania chwilowo odkładam na półkę, gdyż dziś ostatni raz poszłam do pracy w sklepie. a w domu jakoś muchy nie mają czasu ani spokoju, żeby się posrać, bo ani dzieci, ani koty, ani konkubent latający z łapką im nie daje.

zaczynamy nowy rozdział, o czym za chwilę. w przeciwieństwie do mojej przedostatniej pracy, pożegnanie z tym etapem zawodowym nie zakończyło się oczyszczającym zasmarkano-histerycznym płaczem w samochodzie w drodze do domu - gdyż ostatnia szefowa, w przeciwieństwie do przedostatniego szefa, nie nastręczyła mi traum, nie zalegała w wynagrodzeniem, a wręcz przeciwnie: uraczyła słoiczkiem domowej marmelady, reklamówką dojrzałych fig oraz sprzedała szkolne matriały dla młodych w promocyjnej cenie. bardzo zacny z niej człowiek, niech to zostanie zapisane złotymi zgłoskami, i ogromnie ją polubiłam. oraz mieszkamy na jednej ulicy i widzimy się niemal codziennie.

a nowy etap polega na tym, że kocia wraca do szkoły od września, albowiem dostała się na studia doktoranckie ta, o której mówiono, że nie ma matury, hehehe. kto mówiono, łatwo się domyśleć. nie uruchomiono co prawda w tym roku tego kierunku, ktory sobie pierwotnie wymarzyłam, bo zbyt mało znalazło się chętnych (a konkretnie, jeden chętny się znalazł - ja), ale było do wyboru co innego, równie interesującego i twórczego. zabieramy się zatem do pracy, a wy trzymajcie kciuki.