poniedziałek, 4 maja 2015

czekając na lodówkę

młodzi zbudzeni dziś o podłej godzinie, z trudem zwlekli się z łóżek, przy czym józio niechętnie, lecz karnie, a julek - zupełnie wyjątkowo bez ryku. do czasu. gdyż albowiem po śniadaniu trzeba sie było ubrać, w tym - wdziać znienawidzony przez julka fartuszek przedszkolny.

zazwyczaj fartuszek wdziewamy mimochodem, jakby nigdy nic, w ostatniej sekundzie przed wejściem do sali. za brak fartuszka nie przewidziano sankcji, tylko matka ma więcej roboty, w tym farbki, plastelinę, glinę i klej roślinny, pracowicie wydłubywane i zeskrobywane nocami z dresików.

dziś jednak nakazałam młodym przywdziać fartuszki z wyprzedzeniem, ponieważ od dziś są do przedszkola odprowadzani i odbierani zeń przez mamę jednej z dziewczynek z grupy julka. ja od jutra powinnam zacząć pracę i nie dam rady się rozdwoić. żeby już nie dokładać kobiecinie roboty, odstawiam dzieci po śniadaniu, przygotowane, umundurowane, zwarte i gotowe.

julek wpadł w ryk, bo fartuszka założyć nie chce, a ja się uparłam. on na mnie nawrzeszczał, ja na niego nawrzeszczałam, a i tak musiało stanąć na moim: dziecko zapakowane do fotelika i przypięte, choć drące się wniebogłosy, matka wściekła, józio zdyscyplinowany i cichutki. po pięciu minutach  julek jakby ucichł, po czym zaczął nas zagadywać, a wreszcie zapytał jakby nigdy nic, czy on też mógły dostać tego cukierka na gardło, co go józio dostał. no, mógłby. kryzys zażegnany, rozstaliśmy się przed domem koleżanki w uściskach i całusach.

siedzę teraz w naszym nowym mieszkaniu, pozamiatałam, zmyłam posadzki i oczekuję na liczny sprzęt agd, który ma dziś zostać dostarczony. kierowca już nawet do mnie zadzwonił z pytaniem, gdzie właściwie jest taka ulica, bo żaden gps jej nie widzi. taki tajny adres sobie znalazłam, panie dzieju! bo to trzeba wejść w ślepą uliczkę, stanąć przed murem, powiedzieć tajemne hasło, a następnie nacisnąć czwartą cegłę od prawej i otwiera się sekretne przejście do świata koci :)

po odbiorze sprzętu lista moich zadań na dziś jest jeszcze długa i upierdliwa, i zawiera m.in. zapisania siebie i dzieci do przychodni, a następnie umówienie józia na dziś do lekarza, bo ucho jednak nadal boli i obawiam się, że nas czeka kolejny antybiotyk. mam szereg wątpliwości co do tego zapisywania do przychodni. zawsze czekamy bardzo, baaardzo długo na przyjęcie i nie mam pojęcia, czy przysługują nam wizyty domowe np. pediatry - bo to jest mi najbardziej potrzebne. nic to, dziś temat obadamy.

tymczasem prześladuje mnie dziwne, nieprzyjemne uczucie, że mi coś znowu umyka, że o czymś zapomniałam, że coś jest nie tak. bardzo to denerwujące, gdy w środku nocy budzi nas niepokój. oby szybko przeszło.