zapomniałam dodać - ewidentnie nie jestem też sama w sytuacji wiecznej imigrantki, do bólu legalnej i uświęconej urodzeniem dwójki ślubnych dzieci płeci męskiej noszących dumne nazwisko dumnego ojca.
(by the way, czy ja już kiedyś opowiadałam o portugalskim zafiksowaniu na posiadaniu męskiego potomka dla przedłużenia męskiej linii rodu? nie? no to może innym razem.)
różnice kulturowe przerabiałam już w tę i z powrotem, i za pięć miesięcy czeka mnie zintensyfikowana powtórka z rozrywki, ale przeszedłszy twardą szkołę życia made by j-lo, podchodzę już teraz do tego na luzie i z niejakim humorem.
tak, luz, przede wszystkim luz.
(bawimy się z julkiem w pieska. julek przychodzi do mnie, łasi się i szczeka, a potem tłumaczy na nasze, że pies policyjny prosi o banana... chyba małpa policyjna?! mentalnie notuję sobie w kapowniczku: nauczyć dziecko szczekać po polsku)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz