poniedziałek, 3 marca 2014

wielojęzyczni i wyemigrowani

zapomniałam dodać - ewidentnie nie jestem też sama w sytuacji wiecznej imigrantki, do bólu  legalnej i uświęconej urodzeniem dwójki ślubnych dzieci płeci męskiej noszących dumne nazwisko dumnego ojca.

(by the way, czy ja już kiedyś opowiadałam o portugalskim zafiksowaniu na posiadaniu męskiego potomka dla przedłużenia męskiej linii rodu? nie? no to może innym razem.)

różnice kulturowe przerabiałam już w tę i z powrotem, i za pięć miesięcy czeka mnie zintensyfikowana powtórka z rozrywki, ale przeszedłszy twardą szkołę życia made by j-lo, podchodzę już teraz do tego na luzie i z niejakim humorem.

tak, luz, przede wszystkim luz.

(bawimy się z julkiem w pieska. julek przychodzi do mnie, łasi się i szczeka, a potem tłumaczy na nasze, że pies policyjny prosi o banana... chyba małpa policyjna?! mentalnie notuję sobie w kapowniczku: nauczyć dziecko szczekać po polsku)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz