wtorek, 31 grudnia 2013

szczęśliwego nowego roku!

postanowiłam być oryginalna, stąd taki tytuł notki.

pracę skończyłam dziś o 12.00, bo chwilę potem zaczynali już planowo zamykać ulice na mojej trasie powrotnej do domu - o 17.00 ma przebiec tamtędy 1.500 uczestników maratonu sylwestrowego. i niech sobie biegną na zdrowie, ja już spokojnie w domu umieram na zapalenie gardła.

ostatnie dni przed zakończeniem roku naznaczone były dokonaniami na miarę rzeczy niemożliwych, a  wręcz - nie bójmy sie tego słowa - cudów. otóż wyczyściłam wnętrze mojego samochodu - odkurzyłam, wyczyściłam tapicerkę na tyle, na ile się dało, wymyłam go, a potem jeszcze potraktowałam platiki cockpit sprayem. wyszorowałam plastikowe maty ryżową szczotką. efekt wprawił mnie w nabożne skupienie i sprawił, że sterroryzowałam moją rodzinę - teraz przed wejściem do samochodu niemalże zakładają muzealne papucie.

poza tym wykonałam sto czterdzieści prań i oto w koszu na brudną bieliznę na nowy rok przejdzie jakaś marna podkoszulka i dwie pary majtek - reszta schnie i pachnie płynem do płukania na podwórku.

uszyłam sobie kolejną parę spodni - czekają już tylko na wykończenie nogawek i doszycie guziczka. jesli nie umrę w międzyczasie, to może nawet wykończę je przed północą?

torebki nie uporządkowałam, może się zmuszę jutro rano :)

a umieram dlatego, że zaraziłam się od kaszlącego julka. zamiast, jak podpowiadał zdrowy rozsądek, na pierwsze kichnięcie i smarkniecie wystawić młodego na werandę na dwutygodniową kwarantannę, podawać jedzenie na kiju przez szparę pod drzwiami i wpuścić z powrotem do mieszkania dopiero po ustaniu objawów, to ja litościwie nawet mu syropek podawałam. a teraz mam - młody ma się świetnie, a ja rozchorowałam się na dobre. nie ma sprawiedliwości na tym świecie. czuję, że tracę głos - jak ja się będę w nowym roku na dzieci darła?

na naszej ulicy domorośli didżeje już ćwiczą, więc wybaczcie, że zrzędzę jak stara baba, która zapomniała, do czego służy sylwestra, ale - cholera, nie wyśpię się dziś, a w zasadzie jest to jedyna rzecz, na jakiej mi w miarę zależy. no, zależy mi również na tym, żeby się porządnie wykąpać - co akurat jest w zasięgu moich możliwości.

a poza tym w temacie: 
wszystkim moim bliskim i dalszym, rodzinie, przyjaciołom, znajomym - życzę szczęśliwego nowego roku. niech wam się, kochani, wszystko układa pomyślnie, czakra molduje się prawidłowo, a karma wypełnia pozytywnie. 


2 komentarze:

  1. Merry Tuesday! Ciotku, sto lat! Obaliłam butelkę szampona i to nawet alkoholowego i mnie zmogło. Obejrzeliśmy też okropnie smutny film o wojnie koreańskiej, ale nie wydawał się taki smutny po pijaku. :D Grunt, że prześliczny główny bohater ocalał. Na tym gruncie: szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. no widzisz, a ja w nowy rok wejszłam trzeźwa jak świnia, nie obejrzawszy żadnego filmu (kreskówki się nie liczą), a na koniec jeszcze, ok. 1h00, pozwymałam gary po kolacji. świat się kończy. na tym gruncie: szczęśliwego :)

    OdpowiedzUsuń