wtorek, 17 grudnia 2013

poranek w mieście

słońce daje już mocno, więc kałuże po nocnym deszczu prawie wyparowały. za wyjątkiem kałuży ścieków przed domem sąsiada - ta jest systematycznie zasilana przez pomyje z pucowanych o poranku samochodów. ptaszki ćwierkają niewinnie, naszą ulicą przejeżdżają pierwsze samochody. jest 6.20 i zaraz muszę się zwlec do pracy, ale na razie siedzę tylko w majtkach i udaję, że poranne ożywienie mnie nie dotyczy.

do końca roku zostały dwa tygodnie, z czego kilka dni roboczych wypadnie ze wzglęu na święta i koniec roku. mamy jeszcze strasznie dużo pracy - ale w styczniu już będę miała to wszystko z głowy i będę się z kolei męczyć nad ostatnim rocznym sprawozdaniem. os.tat.nim.w.tej.pra.cy. tak oto siedmioletni cykl się zamyka i w sierpniu będę się już budzić do wtóru piania koguta i szczekania psów, a nie wycia generatorów. jak mi zawonia, to najwyżej świeżą gnojówką z pola, a nie gównem ze studzienki. subtelna różnica jest również taka, że po nawożonych polach nie muszę pomykać na szpilkach, bo od pomykania są schludne chodniki, więc nie robi mi różnicy, co na tych polach zalega - a w tym uroczym mieście nie da się uniknąć skakania przez kałuże błota i ścieków, hałdy piachu, stosy śmieci - nawet tam, gdzie teoretycznie powinien znajdować się schludny chodnik (np. w centrum miasta pod reprezentacyjną siedzibą banku narodowego).

idę. idę, zanim morze zgorzkneinia i jadu zaleje tę stronę :)

1 komentarz:

  1. wysławszy playdoh i inne dobra, nie wiem jak długo będą szły... ale przed sierpniem powinny dojść :P

    OdpowiedzUsuń