niedziela, 27 kwietnia 2014

ciągle pada!

dobrego duszka pogodowego uprasza się o pilne zamknięcie sezonu mokrego. jesteśmy już wystarczająco zalani.

tymczasem na froncie domowym:
- mamo, przynieś mi majtki - poleca król julian, podrygując i obserwując, jak podskakuje mu siurek.
- julek, ty je zostawiłeś na dole, ty je sobie przynieś.
- maaaaamo, przyyyyynieś mi majtki!!!
- możemy pójść razem na dół po twoje majtochy.
- ani mi się śni!  - oświadcza julek, podając mi rękę, i w podskokach schodzi na dół.

jakoś mnie ten weekend nie postawił na nogi. co prawda odhaczyłam zaległą robótkę - podszycie firanek, które nomen omen wisiało nade mną od dwóch czy trzech tygodni, ale w ogóle dni wolne mi się ostatnio całkiem rozłażą. to jest taki przedwyjazdowy spleen, kiedy w nic bardziej ambitnego nie chce mi się angażować energii, bo przecież już tylko kilka tygodni...

nowy rozdział budzi tyleż nadziei co obaw. ewidentnie nie tylko u mnie, bo atmosfera w domu co jakiś czas niemiłosiernie się zagęszcza i następują krótkie i gwałtowne wyładowania atmosferyczne, że tak to ujmę. dla sportu oraz w ramch pms daję się sporadycznie sprowokować, żeby nie wyjść z wprawy we wrzasku, ale nie tracę z oczu szerszego kontekstu. szerszy kontekst kulturowo-atmosferyczno-psychologiczno-emocjonalny brzmi "panta rei". (po julkowemu: "władca majtochów")

2 komentarze:

  1. Tłumaczenie godne kabiny tłumacza konsekutywnego w Parlamencie Europejskim :D Czopki z głów, panowie, hyhy.

    OdpowiedzUsuń
  2. czopki, ciotko, to wiesz z czego sobie można... usunąć...

    nie chce mi się iść do pracy, wczoraj padało i dziś znowu będzie - niebo jest całe zachmurzone... ulica od wczoraj jeszcze nie wyschła i wygląda jak rynsztok, z całym szacunkiem dla rynsztoka. ech.

    OdpowiedzUsuń