środa, 15 stycznia 2014

powody do wdzięczności i poczucie szczęścia nad miską zupy

wracałam po pracy do domu z bólem głowy, po kilkugodzinnym ślęczeniu nad sprawozdaniami i gapieniu się w cyferki i tabelki na ekranie komputera. ciągle wychodziły mi jakieś błędy i niezgodności, więc szukałam i poprawiałam do skutku. na koniec dnia wszystko wyglądało już w miarę spójnie i prawidłowo - ale za to ja byłam zupełnie wypluta.

kiedy zasiadłam w domu nad miseczką ciepłej smacznej zupy, a potem wstawiłam wymęczone kości pod gorący prysznic, uświadomiłam sobie, że są to rzeczy, które na co dzień bierzemy za pewnik: jedzenie na stole i możliwość zapewnienia ciału minimalnego komfortu (bieżąca woda, łóżko, ubrania). dzięki ci, panie boże, że na naszym stole nie brakuje jedzenia i że "ty jeden pozwalasz nam mieszkać bezpiecznie" :)

poranne audycje radiowe są dla mnie źródłem nieustającej inspiracji. dzieci gmerały mi ostatnio w radiu i zanim wpadłam na to (dziś po południu), jak przywrócić ustawiony wcześniej układ zaprogramowanych stacji i wyłączyć włączające się uparcie automatyczne poszukiwanie, przez kilka dni działały mi tylko dwie stacje: jedna w kimbundu, a druga sportowa. ło jezu, czego ja się tam nasłuchałam! dziś rano, na ten przykład, rozmowa z komentatorem nt. jakiegoś turnieju odbywającego się poza stolicą, mniejsza o dyscyplinę: "jednakolwiek zawodnicy są młodzi, ale między pierwszymi trzema meczami a kolejnym mieli niecałą dobę odpoczynku i nie zdążyli odpocząć. wiadomo, że jak zawodnik jest zmęczony fizycznie, to psychologicznie też. a jak zawodnik jest zmęczony psychologicznie, to nie myśli. a wiadomo, że jak zawodnik nie myśli dużo, to myśli mało." święte słowa, lepiej bym tego nie ujęła. najbardziej twórcze są u nich przysłówki i wyrażenia przyimkowe wzbogacane przypadkowymi prefiksami i sufiksami - tego nie ma w słownikach, to jest sama esencja, w którą trzeba się zanurzyć i smakować. to jakby gramatykę języka portugalskiego wrzucić do blendera, a potem posklejać strony na chybił trafił, byle wyszedł format a4...

tak oto leżę w łóżku i psychologicznie nastawiam się na odpoczynek i sen, a wiadomo, że jak nie śpię dużo, to śpię mało. julek znosi mi do łóżka różne twarde zkabawki, o które potem odgniatam się w nocy. budzę się z karetką pogotowia odciśniętą na policzku i klnę w duchu, nadeptując na helikopter transportujący klatkę z dinozaurami.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz