dzisiaj zaczęło się pakowanie.
"się" tak naprawdę oznacza, że pakuję ja, a rodzina entuzjastycznie składa kolejne bambetle na przerażająco wysokie stosy. ustanowiłam limit: nie wiecej niż 10 kartonów, nie więcej niż 200kg. zamknęłam dziś 5 pudeł, czyli połowę mam za sobą - czuwała nade mną św. marta od przeprowadzek.
niezwykłe to uczucie - zamykać siedem lat życia w dwustu kilogramach. selekcjonowanie przedmiotów jest czynnością relaksującą: podnosi na duchu i oczyszcza głowę z ciężkich myśli, bo jednak nie pakuję całego domu, sporo rzeczy tutaj zostaje. kilka zostanie sprzedanych, reszta rozdana. zbędny balast. jakby się uprzeć, to i tych 200kg nie jest kwestią życia i śmierci, ale wyobrażam sobie rozżalenie dzieci, gdyby okazało się, że nie mogą zabrać ani jednej ze swoich ukochanych zabawek, bo w walizkach musi być miejsce na ubrania, buty i książki... a skoro im pozwoliłam zabrać zabrawki, to sobie też pozwolę :)
efekt dzisiejszego szamotania się w kucki z pudłami, papierem do pakowania i taśmą klejącą odczuję niechybnie jutro, kiedy wstanę rano i spróbuję się wyprostować... ech, nie ma to jak odpocząć na urlopie...
Pakuj, pakuj a potem bedziesz tylko wspominac!
OdpowiedzUsuń