piątek, 22 sierpnia 2014

wydeptujemy stare ścieżki

dotarłam przedwczoraj do aacheńska, tajnej siedziby babki i dziadyńskiego. na powitanie babka zaserwowała boskie kotleciki mielone z ziemniaczkami i buraczkami,a do tego małosolne, takie rzeczy tylko w erze. sama podróż pociągiem, jak zwykle, komfortowa, a wręcz zdziwiłam się, że tak pusto. podobno winna wszystkiemu jest szkoła, która się była w międzyczasie zaczęła, więc mniej osób oblega pociągi na trasach lotnisko-reszta kraju.

w pociągu z zainteresowaniem oglądałam młodą uśmiechniętą mamę, która niemowlaka na oko czteromiesięcznego karmiła jogurcikami typu danonki. niemowlak podchodził do tego procederu niezwykle entuzjastycznie, wszak i konsystencja odpowiednia, i słodkie toto, ale ja się nadziwić nie mogłam: co myśli sobie (albo czego sobie właśnie nie myśli) rodzic, pakując w dziecko od pierwszych chwil takie ilości laktozy i cukru, że nie wspomnę o całej tablicy mendelejewa (barwniki, sztuczne zapachy, konserwanty, emulgatory, wzmacniacze smaku i zapachu...). obserwuję moich chłopaków, zdrowych, silnych, rozwijających się prawidłowo, jak dotąd bez uczuleń - i jestem przekonana, że było warto upierać się przy karmieniu piersią i konsekwentnie puszczać mimo uszu kretyńskie sugestie nt. "słabego mleka".

nawyk ignorowania tego, co mówią ludzie głupi, przyczynia się do poczucia szczęścia i komfortu psychicznego osoby ignorującej - na pewno istnieją na tę okoliczność jakieś amerykańskie badania.

do komfortu psychicznego i poczucia szczęścia kobiety przyczynia się również zakup butów. na to na pewno też istnieją amerykańskie badania. w trosce o swoją psyche zakupiłam trzy pary: czerwone lakierowane szpilki, bordowe balerinki i zielone cichołazy. mój poziom szczęścia w skali od 1 do 10 wynosi w chwili obecnej 9,5. 10 byłoby, gdybym znalazła w sklepie niezadrapaną parę pięknych czarnych pantofli, które upatrzyłam między szpilkami a cichołazami.

z zakupów czeka mnie jeszcze nieuchronnie poszukiwanie zestawów lego - wóz strażacki i ciężarówka z dźwigiem. mam nadzieję, że lego jest na takie zamówienie przygotowane - bo nie ręczę za moją progeniturę o rozbuchanych oczekiwaniach.

2 komentarze:

  1. jak tam powitanie rodziny?

    OdpowiedzUsuń
  2. rodzina przyjęła mój powrót ze szczerym entuzjazmem, przy założeniu, że "mąż to nie rodzina" :)

    OdpowiedzUsuń