ponieważ młody jeszcze śpi (drugi młody pojechał wczoraj z tatą na urlop do tugów), piję pyszną kawę, pogoda jest fajna (niebo zachmurzone, więc nieco chłodniej, może 30 st. C), jest prąd, więc i jest cisza, mam otworte okno, a co za tym idzie - widok na moją interesującą ulicę, opowiem wam, co widzę i słyszę.
nasz etatowy wariat (ten sam, który kiedyś oświadczył sąsiadom, że mój ojciec jest królem anglii), dzierżący w dłoni plastikowy kubek po coli ze słomką (a w kubku pewnie to, co zwykle - bimber), zatrzymał się przy samochodzie zaparkowanym po drugiej stronie ulicy i wdał się w pogawędkę z kierowcą.
moje czujne ucho uchwyciło ten fragment rozmowy, w którym wariat wykładał kierowcy klasyfikację rasową. no więc są biali tacy i biali owacy, jedni sa dobrzy, a drudzi źli, jedni to kolonizatorzy, a inni to inwestorzy - chociaż tu z kolei jest dużo żółtych, a to nieco burzy równowagę klasyfikacji... i tak wykłada, wykłada, aż z sąsiedniego domu rozlega się pieśń - to chór kościelny rozpoczął próbę, jak w każdy sobotni poranek.
wariat porzuca kierowcę i udaje się pod sąsiednią bramę, by tam dołożyć swój mocny głos do chórków w refrenie. ponieważ nie zna wszystkich słów kościelnej pieśni, więc tam, gdzie mu brakuje, dokłada (w tonacji) "k..wa" albo "ch...".
efekt nie do podrobienia, wrażenia akustyczne - bezcenne :-)
No, no - pan by się wpisał w wolską rzeczywistość jak malowanie ;)
OdpowiedzUsuń