sobota, 5 października 2013

przetrzymałam...

odchodząc od zasady, której generalnie staram się trzymać, mianowicie - zasada niepisania o pracy - powiem wam z dumą, że wytrzymałam. wytrzymałam do końca kadencji ostatniego szefa i nie zakończyło się to ani zabójstwem w afekcie, ani rezygnacją z pracy.

a akurat to drugie było kilka miesięcy temu bardzo, bardzo blisko - tak blisko, jak jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło.

teraz staram się złapać oddech, odzyskać równowagę psychiczną i doprowadzić do porządku ten cały bazjel. nadrabianie zaległości (czasem - trzyletnich) i łapanie oddechu trudno jest chwilami pogodzić, ale grunt, że nie pracuję już po 10-11 godzin na dobę, plus w weekendy, tak jak przez ostatnie półtora miesiąca. pracy mam bardzo dużo, ale organizuję ją sama, więc mniej więcej się wyrabiam.

no i zobaczymy, kogo nam teraz przyślą i kiedy, bo na razie nic nie wiemy. chwilowo cieszę się po prostu spokojem ducha.

***
józio potrafi powiedzieć cały wierszyk "idzie rak nieborak", tylko za każdym razem pyta mnie, co to jest "nieborak", bo wie, co jest niebo i wie, co to rak, ale do kupy to jakoś mu brzmi bez sensu. natomiast julek zaprezentował mi dziś swoją wersję:
"idzie rak, cerelac, jak ucipnie, znak!" cerelac to zbożowa kaszka mleczna nestle, co jest o tyle na miejscu, że julkowi wszystko zawsze kojarzy się z jedzeniem.


2 komentarze:

  1. No to czekamy na "nieboraka"!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Za przetrzymanie :) I za nieboraka też ;) Oddychaj i odpoczywaj, bo nigdy nie wiadomo, co za nowe monstrum (oby nie) przyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń