odbieram wczoraj józia z przedszkola. kiedy wchodzę do sali, młodzież zajęta jest rysowaniem. chłopiec siedzący obok józia zwraca się do mnie:
- proszę, narysowałem to dla pani.
- ach tak? to opowiedz mi, co narysowałeś.
- tutaj jest statek kosmiczny, tutaj niebo, a tutaj ja i józek.
- już wiem - to ty jesteś michałek.
- skąd pani wiedziała?
...skąd wiedziałam...
rano, kiedy odprowadziłam józia do przedszkola, rozmawiałam chwilkę z wychowawczynią, przemiłą panią tereską o czarownej chrypce janis joplin.
- pani kociu, ten pani józio i michałek to się dobrali w korcu maku! duo inferno! jak oni się nawzajem nakręcają! czasem to aż się muszę na nich ostentacyjnie obrazić, żeby się uspokoili...
bardzo jestem dumna z mojego syna, że już wyrobił sobie, na spółkę z michałkiem, renomę przedszkolnego łobuza. a tymczasem przyjaźń kwitnie: kilka dni temu józio zaprezentował mi z dumą prezent, jaki dostał od michałka: niteczkową bransoletkę przyjaźni. noszą obydwaj takie same i nie zdejmują ani to spania, ani do kąpieli. dozgonna przyjaźń zobowiązuje.
Ty jak Ania, cieszycie sie ze macie normalnych lobuzujacych synow a nie cichutkie myszki. Chlopak musi miec duzo energii i troche lobuzowac.
OdpowiedzUsuń