czwartek, 18 maja 2017

tupu tup, znowu zbliża się koniec roku szkolnego

już ze dwieście lat nic nie pisaliśmy, więc oto kilka mądrych, głebokich myśli do kolacji (hahaha)

stan liczbowy nam się nie zmienił: dzieci sztuk dwie, kotów sztuk cztery. pracujemy (my, król) tam, gdzie pracowaliśmy: troszkę przez internet, troszkę w wioskowym sklepiku, czyli wioskowym centrum informacji tak aktualnych (kto, komu, z kim, dlaczego), jak i archiwalnych (kto, komu, z kim już nie i dlaczego już nie). 

dwa razy w tygodniu zmywam mandale pracowicie wysrane przez muchy na kafelkach posadzki, tudzież układam wystawy. słucham wyznań. ostatnio jedna babcia opowiadała mi szczegółowo, jak zgubiła sztuczną szczękę przy drzewku figowym. bo ona lubi figi. ale w sztucznej szczęce nie smakują jej tak dobrze, więc wyjęła i trzymała w ręku, razem z workiem po ziemniakach. a jak wróciła do domu, to worek w ręku był, a szczęka nie. więc wróciła pod drzewko figowe, a z nią jej wierny piesek i sąsiad, który zaoferował pomoc w poszukiwaniach. teoria jest taka, że piesek jej szczękę zakopał. słuchałam w napięciu. 

inna opowieść o tym, jak zazdrosne sąsiadki nasyłają na jedną staruszkę złe duchy. ale ona ma swoje sposoby, więc jej krzywdy złe duchy nie zrobią, za to duszą jej kurczaki. albo topią. prosiła proboszcza, żeby odprawił w kurniku egzorcyzm, ale proboszcz się tylko zdenerwował. biedny chłopak - na co dzień morze cierpliwości, ale i ona ma swoje granice. 

jest też jedna babcia, która twierdzi, że ma talenty znachorskie oraz potwierdzoną skuteczność w zamawianiu mleka ścinającego się w wymionach, trudno gojących się owrzodzeń na plecach oraz nadżerek na dziąsłach. jej zaklęcia działają na odległość, ale można też krowę przyprowadzić do wglądu. 

trochę szkoda, że ten folklor powoli ginie. z drugiej strony, słyszałam też opowieści, po których trudno spokojnie spać. "wiesz, kociu, że ja i wójt tej drugiej wioski w zasadzie jesteśmy spokrewnieni? tak, kochana. jego stryjeczny dziadek przez wiele lat gwałcił moją babcię. narodziło się z tego czworo dzieci, w tym mój ojciec. wszyscy o tym wiedzieli w wiosce, wiedziała żona tego człowieka. nikt mojej babci nie pomógł, wszyscy się go bali, bo taki był wyrywny - a moja babcia żyła w hańbie i ubóstwie samotnej matki."

więc może to i dobrze, że pewien folklor zanika. 

dzieci moje mają się dobrze, józiński kończy rok szkolny z dobrymi ocenami, julek kończy przedszkole i od września do pierwszej klasy. józio zdał do szkoły muzycznej i od września zaczyna pobierać nauki w klasie perkusji (ło matko jedyna, co mnie podkusiło wpisać go na egzamin z perkusji...). na stanie jedna złamana kość dłoni, szwy na łbie sztuk raz, okulary dla dalekowidza, rok psychoterapii z pozytywnym wynikiem dla obu, zdrowe zęby i ominęły nas wszy w tym roku! alleluja!

1 komentarz:

  1. Perkusja?! Uo Matko! No ale jeśli to mu sprawia radość, to do przodu.
    Ściskam z daleka wychudzoną rączką, zdolną jedynie do stukania w klawiaturę - Mysz.

    OdpowiedzUsuń