dziś słuchałam kolejnych opowieści - o przedwczesnych wdowach, o umierających dzieciach, o wypadkach. czasem wydaje się, jakby wszystkie kataklizmy i nieszczęścia skoncentrowały się na tych paru kilometrach kwadratowych wioski nad rzeką. ale nie, myślę, że to nie fatum - to bieda. bo to zawaliła się studnia kopana samodzielnie przez męża, który nie miał pieniędzy na wynajęcie ekipy, a żony w tym czasie w domu nie było, nie mogła mu pomóc, bo pracowała na trzy etaty; bo to ciężarówka zmiotła z drogi matkę, która późnym wieczorem wracała z pola na piechotę brzegiem wąskiej drogi; bo to syn zginął na budowie, kiedy przewrócił się na niego dźwig; a to dzieciak zmarł od komplikacji po prostej operacji...
ech, tak to. kobitki opowiadają historie sprzed dziesięcioleci, historie niezagojone do dzisiaj, i płaczą. a życie płynie dalej.
po wiosce pałęta się ogromny, stary, spokojny, na wpół wyleniały pies. trasę jego codziennego przemarszu znaczą kleszcze, które opite krwią odpadają, by potem szukać kolejnego żywiciela. ale nie, żeby tak wszystkie na raz - na burku zawsze widać dyżurne 50 kleszczy, które ten jakby od niechcenia i z lekką rezygnacją podgryza co jakiś czas. ktoś daje mu jeść, ktoś daje pić, burek jest łagodny i nikomu nie wadzi. tylko te kleszcze. jedna kobitka zadzwoniła więc do schroniska, żeby wzięli burka na emeryturę, odrobaczyli, odpchlili, odkleszczyli i zaczipowali. od tygodnia panowie ze schroniska przyjeżdżają codziennie, przywożą na zanęte świeże mięsko od rzeźnika - a burek jakby natchniony, przychodzi do sklepu się ze mną przywitać, a potem znika pięć minut przed ich przyjazdem. panowie objeżdżają wioskę, pytają - burek znika jak kamfora. w zeszłą niedzielę na ogłoszeniach parafialnych wywołali burka z imienia - kto by wiedział, gdzież to podziewa się poszukiwany burek, proszony jest o kontakt z ...
ja tam myślę, że burek woli doczekać końca swoich dni na wolności, nawet jeśli oznacza to towarzystwo 50 kleszczy.
moi dwaj dzielni synowie w ferworze zabawy pokłócili się strasznie i potłukli. normalka. wysłuchałam wersji obu stron i dałam im do wyboru: 20 minut w kącie albo prace dowowe. woleli prace, patrzcie państwo! młodszy pozmywał naczynia, starszy podlał ogórd. widzę światełko w tunelu :)
Zmywajac naczynia mozna sie dalej klocic.
OdpowiedzUsuńWolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem...tak mi się zaspiewalo dla Burka:-)
OdpowiedzUsuńtak, a mnie się jeszcze kojarzy portugalska przyśpiewka: "dziewczyny mieszkające nad brzegiem rzeki są jak owieczki - mają kleszcze za uszami." (w oryginale się pięknei rymuje :/)
UsuńDawno, dawno temu nasz znajomy powiedzial ze raz uwolniony z lancucha pies nie pozwoli sie znowu uwiezic. Czy pamietasz Marta naszego Wichra, ktory podkopywal plot zeby tylko moc zrobic przebiezke po miescie i nic nie bylo go w stanie zatrzymac. Wolnosc dla Burka to jest to.
OdpowiedzUsuń