wtorek, 4 sierpnia 2015

my tu gadu-gadu...

...a ue po cichu nałożyła na mnie obowiązek informowania moich czytelników, iż używam plików cookies. a ja używam? jak używam, to nie wiedziałam, bardzo państwa przepraszam.

po drodze przeszły jak huragam szóste urodziny józia i czwarte urodziny julka. syneczki rosną jak na chemicznym spulchniaczu i gumie arabskiej razem wziętych. tłuką się, bawią wspólnie, znowu tłuką, ciągają za krótkie fryzurki i żyć bez siebie nie mogą. kiedy w skupieniu oglądają bajkę, niepostrzeżenie i jakby nigdy nic opierają się o siebie nawzajem ramionkami i grzeją jak wilczki w jamie. jeśli zasną w jednym łóżku, to opleceni nawzajem nogami.

pozorną sielankę przerywa nam szara rzeczywistość, przypominając bezlitośnie, że do końca wszystkich procesów jeszcze sporo czasu upłynie, a traumy zamiecione pod dywan nie znikają - wciąż się o nie potykamy. eksperymentalny sygnał zła wysyłany stale z drugiej strony już mnie nie zaskakuje, choć wciąż przyglądam się temu przedstawieniu ze zdziwieniem: to nieprawdopodobne - a jednak. a jednak można być tak bezrefleksyjnie zaciętym w złości, można w głupocie i arogancji niszczyć wszystko, co piękne - poczynając od własnych dzieci. można, chcąc odegrać się na matce, walić na oślep w dzieci... i całe szczęście, że mamy wokół tylu wspaniałych ludzi, którzy chcą pomóc i pomagają.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz