ja z góry przepraszam, ja wiem, że żonie tugi nie wypada, że do męża należy z nabożeństwem (najlepiej z gorzkimi żalami), ze czcią i uwielbieniem, ale ja nie mogę. ja po prostu nie mogę, gdyż obraz sam mi się ciśnie przed oczy.
a ciśnie mi się, gdyż mój kącik krawiecki urządzony został na werandzie, z uprzwilejowanym widokiem na całe frontowe podwórko, mile nasłoneczniony, przewieny i w ogóle och, ach, nigdy takiego kącika na mój krawiecki pierdolnik nie miałam i trwam w niemym zachwycie. trwam i widzę, jak maniek, wierny ogrodnik, podejmuje kolejną próbę oduczenia simby vel adolfa, wykopywania i zgryzania na papkę trawnikowych spryskiwaczy. trud to wielki, acz mam szczerą nadzieję, że niedarmeny, bo szlag człowieka trafia, kiedy o poranku konstatujemy destrukcję kolejnego elementu systemu nawadniania trawników. oczywiście ogrodnicy przyjadą na drugi dzień, zamontują nowy spryskiwacz, wymienią przedziurawione przewody - i znowu skasują za materiał i robociznę. ileż można?
metoda mańka polega na włączaniu spryskiwaczy i trzymaniu simby obok na smyczy, tak długo, aż się psu bodziec opatrzy i przestanie zwierzę reagować na podlewanie trawników jak na szalenie przyjemną zabawę w polowanie. z tym elementem metody się zgadzam, ale jakoś mi wewnętrznie zgrzyta z uciechy, gdy słyszę wykład, jaki równolegle maniek psu serwuje. nie żeby jakaś krótka komenda "nie", "nie wolno", czy coś w podobie - nie, to jest normalny długometrażowy wykład pełen odnośników do historii portugalii, do glorii czasów odkryć geograficznych, do imperatywu kategorycznego kanta i kazań ojca vieiry, do sumienia, moralności, honoru adepta benfiki, obowiązków synowskich i poczucia przyzwoitości. simba cierpliwie słucha. simba nauczył się już, że jak maniek gada, to lepiej mu nie przerywać, wtedy szybciej skończy, bo w przeciwnym wypadku powtórzy cały wykład od początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz