w
moim młodszym synu odezwały się geny portugalskie. siedzimy na plaży, julek
ładuje piasek na swoją nową ciężarówkę-wywrotkę. w pewnym momencie zwraca się
do mnie dramatycznym tonem:
- mamusiu, skończyło się...
- co się skończyło?
- piasek się skończył...
(roztargnionemu czytelnikowi przypominam,
że siedzimy na plaży...)
chciałam mu złośliwie podpowiedzieć, żeby
zaimportował z angoli po cenie ropy naftowej, ale przypomniałam sobie w porę,
że przecież nie wszystko stracone – 50% genów jest jednak polskich J
mieliśmy bardzo przyjemne 4-dniowe wakacje
w algarve, na południu. maniek zapisał się na turniej siatkówki wraz ze swoją
młodzieńczą miłością, żorżiniem, który jest również chrzestnym jóżia, a my z
chłopakami i dziewczynami (wszystkie nasze żony i dzieci razem) żeśmy sobie
leniuchowali i chlapali się w basenie. kiedy nasi mężowie razem wychodzą,
nucimy sobie złośliwie z mariną, żoną żorzinia, melodię z brokeback mountain ;p
oprócz tego nie uniknęłam durnej dyskusji
nad grilowaną rybą nt. środków antykryzysowych wprowadzonych przez portugalski
rząd. powijam już oczywisty i odczuwalny fakt, iż obecny rząd nie cieszy się
popularnością, bo jako pierwszy miał odwagę wprwadzić tak radykalne cięcia i z
taką energią i uporem egzekwować od obywateli np. zwrot świadczeń nienależnie
wypłacownych (np. zasiłki rodzinne wypłacane przez kilka lat po utracie prawa
do takowych, zasiłki dla bezrobotnych, których przyłapano na pracy na czarno,
dopłaty do róznego rodzaju wydatków ponoszonych z tytułu utrzmania pełnoletnich
uczących się dzieci – które w międzyczasie porzuciły naukę...). podobnież szok
w społeczeństwie przyzwyczajonym do szarej strefy wywołał przepis wprowadzający
bezwzględnie kasy fiskalne oraz obowiązek wydawania (i żądania) rachunku lub
faktury. jakoś do portugalczyków nie dociera, że przez lata żyli ponad stan –
wydawali więcej, niż produkowali, inwestycje były realizowane z dotacji ue,
różne przywileje i bonusy były opłacane kosztem zadłużania się państwa... i
jakoś nie dociera do nich również fakt, iż bolesne środki podjęte przez tenże
rząd, szereg mało popularnych reform, zaciskanie pasa, dyscyplina- przyniosły
skutek, są pierwsze sygnały wychodzenia portugalii z kryzysu. a przecież rok
temu mówiono całkiem serio, że portugalia będzie drugą grecją.
dyskusja absolutnie durnowata, bo jak
rozmawiać sensownie z kimś, kto porównuje swoją sytuację zawodową i swoją
emeryturę (35 lat w jakimś urzędzie gminnym czy coś w tym stylu) z sytuacją
zawodową i emeryturą b. sędziny trybunału konstytucyjnego? portugalskie
przepisy zezwalają na przejscie na emertyurę sądziom trybunału konstytucyjnego
po 12 latach wykonywania zawodu. owa sędzina z tego prawa skorzystała i obecnie
jest przewodniczącą parlamentu, całkiem zresztą sensowną; otrzymuje z tego
tytułu wynagrodzenie i zachowała prawo do emerytury. emerytowana urzędniczka
gminna, która ma maturę i w okresie wykonywania zawodu miała określony, znany
zakres odpowiedzialności, uważa, że b. sędzina
powinna przejść na emeryturę na takich samych zasadach, jak ona, oraz
mieć tę emeryturę wyliczoną w podobnej wysokości, co urzędniczka gminna,
przecież żołądki wszyscy mamy takie same. bo w przeciwnym wypadku nie ma
sprawiedliwości. jako argument potwierdzający fakt, iż sprawiedliwości nie ma,
podała mi również to, iż jej bratowa mieszkająca od lat w wielkiej brytanii, co
dwa lata wymienia sobie protezę (tj. sztuczną szczękę) i nic do tego nie dopłaca,
a ona musi partycypować w kosztach usług swojego dentysty i ortodonty, jak
również pokrywa część kosztów wizyt lekarskich i pobytów w szpitalu... i tu
znowu nie dociera do niej, że system świadczeń socjalnych i zdrowotnych nie
może być utrzymany wyłacznie z naszych
składek – że w każdym wypadku państwo do niego dopłaca. im bogatsze i lepiej
zarządzane państwo, tym większe te dopłaty, tym mniej marnotrawionych środków i
tym mniejsze indywidualne obciążenie obywatela.
a z tymi dopłatami do wizyt lekarskich to
jest tak: za wizyty u lekarza pierwszego kontaktu, jak również za wizyty u
specjalisty po skierowaniu przez tegoż lekarza , nie dopłaca się nic albo jakąś
zupełnie symboliczną kwotę (2-3 euro). za badania, jeśli wykonane są w
przychodni lub w laboratorium, które ma podpisaną umowę z ichnim nfz – nie
płaci się nic lub dopłaca symboliczną kwotę. o ewentualnej dopłacie kiedyś
decydował status pacjenta (nie płacili emeryci, renciści, dzieci do lat 18,
kobiety w ciąży, niektóre zawody – wojskowi, strażacy itp.). teraz decydują zarobki, tj. poniżej pewnej kwoty dochodu na osobę w rodzinie uzyskuje się
zwolnienie z opłat (odpowiednie zaświadczenie do uzyskania w urzędzie gminy),
natomiast jeśli dochód na osobę w rodzinie tę kwotę przekracza, to do wizyt i badań trzeba dopłacać. nie jestem pewna, jak funkcjonuje refundacja leków
przepisanych przez lekarza. tak czy inaczej, wprowadzenie przez rząd nowych
zasad zwalniania z tzw. taxas moderadoras wywołał ogromne oburzenie wśród
dotychczasowych beneficjentów – mimo tego, że część z nich, po udowodnieniu
niskich dochodów, zachowała prawo do zwolnień z opłat.
na pewno prawdą jest to, że utrata
przywilejów jest zawsze bardzo bolesna, nawet jeśli na zdrowy rozum i gołym
okiem widać, że nie było i nie ma w kasie państwa pieniędzy na udzielanie
takich świadczeń.
notabene, po wprowadzeniu nowego systemu
dopłat do świadczeń lekarskich zdecydowanie zmniejszyła się liczba przypadków
jazdy w weekend czy w nocy na ostry dyżur do szpitala ze schorzeniami i
przypadłościami, które powinne być leczone w normalnym trybie u lekarza
rodzinnego – w przypadku stwierdzenia braku uzasadnienia do leczenia w trybie
ostrego dyżuru, zagrożenia życia itp., pacjent dostaje rachunek na 50 euro plus
koszt badań i na drugi raz głębiej się zastanowi, zanim się wybierze na dyżur
do szpitala, zamiast do swojej przychodni.
jednakowoż nadal funkcjonuje w narodzie
myślenie magiczne jak u czerolatka – pieniążki mamusia wyciąga z bankomatu,
wystarczy mieć kartę... dlatego też zdziwienie u pań z mojego banku wywołują
moje systematyczne odmowy na ponawiane propozycje wydania karty kredytowej.
kiedy pytają mnie, dlaczego nie chcę mieć karty kredytowej, odpowiadam, że
hołduję idei wydawania tylko tych pieniędzy, które mam, a nie tych, których nie
mam i nigdy mieć nie będę. jedna karta kredytowa mi wystarczy, nie muszę mieć
siedmiu kont i dziesięciu kart (i kilku tysięcy euro długów...)
tak oto
pomądrzyłam się i idę budzić moje szalcheckie dzieci, które śpią do 11.00 J