jakimś cudem przetrwaliśmy wizytę oficjalną, a jej przebieg był zaskakująco pozytywny, mimo oczywistych luk i niedopatrzeń w przygotowaniach (luk? przepaści typu wielki kanion!), mimo błędów, gaf i grożących wpadek.
pod względem logistycznym to była absolutna mission impossible, a jednak wszyscy docierali na miejsce (niekoniecznie na czas), nikt się nie zgubił, nikt nie chodził głodny, nikt się nie pochorował, nikogo nie napadli. na koniec nawet zostaliśmy pochwaleni za świetną organizację, zaangażowanie i opiekę nad delegacją :)
tak tylko żeby zobrazować ogrom logistycznego piekła: na potrzeby transportu gości wynajęłam w poważnej międzynarodowej firmie avis dwa minibusy. w trzecim dniu wizyty jeden kierowca pojawił się półtora godziny po umówionej godzinie, a drugi się nie pojawił w ogóle, bo rozbił samochód, o czym się dowiedziałam dopiero od mojego kierowcy, który zadzwonił do tamtego i go opieprzał za spóźnienie (mnie kierowca wynajęty powtarzał ciągle, że już dojeżdża, jeszcze tylko dwa skrzyżowania).
ale i tak sobie poradziłam :)
i nie, nie odwoziłam gości taksówką, ani też rowerkiem :)
w czwartek wieczorem odwieźlismy większość gości na lotnisko (niektórzy zostawali jeszcze na weekend, bo już mieli poumawiane spotkania) i żeby nie było za nudno - kierowca wynajęty wraz z najętym busem zostali zatrzymani przez policję na lotniku. otóż kazałam kierowcy odstawić samochód na parking i zaczekać na mój sygnał, że go zwalniam do domu. nie mija pięć minut, kierowca dzwoni do mnie i mówi, że policja się go czepia i żebym przyszła wyjaśnić. przychodzę zatem i słyszę od policjanta, iż kierowca nie dość, że zaparkował busa w miejscu niedozwolonym, to jeszcze wysikał się pod płotem, tuż pod posterunkiem policji... opadły mi ręce. w końcu policjant powiedział, że ze względu na moją interwencję nie zatrzymają samochodu, ale kierowcy wypiszą mandat za parkowanie i sikanie w miejscu niedozwolonym.
***
za to mańka po ponad 30 latach dopadła malaria. do tego nieszczęścia chodzą parami, więc razem z malarią dostał infekcji pokarmowej i wygląda, jakby go czołg przejechał. wczoraj i dziś leżał w klinice na kroplówce, bo się odwodnił, ale na szczęście wszystko pod kontrolą i na noc wraca do domu.
dzieci, tfu tfu, mają się dobrze, ja też, oprócz tego, że przez stres ostatnich kilku miesięcy okres mi się całkiem rozregulował i cholernie to irytujące.
i tyle. teraz całe napięcie ze mnie zeszło i czuję się, jakbym za dwa dni miała wyjechać na kilkutygodniowe wakacje! :)
Kociu, jesteś wielka jak największy kanion i największy, kamienny głaz (to miał być komplement)- rispekt, sista.
OdpowiedzUsuńŻal trochę Mańka, oby mu wróciło (hyhy) zdrowie rychło. A na pocieszenie dodam, że ostatnio czytałam jakiś artykuł o naukowcach, co przez mikroskop elektronowy obserwowali wtargnięcie wirusa malarii do komórki i knuli, jak go na dobre wyciepać z tamtąd. Może niedługo będą mieli jakąś skuteczną metodę na malarię?
dziękuję ci myszko za wielki i kamienny komplement :)
OdpowiedzUsuńco do naukowców i malarii - ironia losu polega na tym, że na malarię jest sposób, który nie wymaga użycia mikroskopu elektronowego, a składa się on z następujących elementów:
1. higiena
2. opryski środkami owadobójczymi (tzw. tifa)
obydwa te sposoby są sprawdzone, skuteczne i w zasięgu ręki. w XXI wieku nie ma powodu, żeby w miastach ludzie wciąż zarażali się malarią - wystarczyłoby doprowadzić do porządku system kanalizacji ściekowej i deszczowej, no i raz w tygodniu przejechać po ulicach specjalną ciężarówką-opylaczką ze środkiem owadobójczym. a że w 90% dzielnic jest syf kiła i mogiła, i ścieki kwitną wśród śmieci na ulicach, to i komary mnożą się jak dzikie, a malaria szaleje.
No dobra, można się umyć i nie syfić i jakoś ominąć malarię - ale o ile przyjemniej jest się NIE MYĆ, syfić i dostać szczepionkę, która na malarię uodparnia? ;D (hsiohsiohsio) Co mi przypomina, że chyba najwyższy czas umyć naczynia, bo komary już nie mają gdzie się mnożyć, tak zapchałam zlew. Aj low ju i czekam z utęsknieniem ;)
Usuń