ghandzioszek przyleciał do nas na krótkie sześć dni, sześć dni zdecydowanie za krótkie, żeby się ghandzioszkiem uczciwie nacieszyć. dziś odwieźliśmy go na lotnisko i jesteśmy nieutuleni w żalu.
młodzi zostali odmoczeni, zaraz posadzę ich do kolacji, a potem zagonię do wyrek, jako że jutro idą do przedszkola, a matka do pracy. wszyscy troje musimy zatem wcześnie wstać i zaprezentować się w odpowiednich instytucjach w stanie przyzwoitym (nie w piżamach).
zagęszczenie pozwów ostatnimi czasy odbiera mi znowu spokojny sen, ale wierzę, że jużeśmy za półmetkiem i jeszcze tochę, a wszystko zacznie się wyjaśniać i układać. w międzyczasie odpowiadam na kłamliwe, a chwilami wręcz kretyńskie zarzuty, i zbieram się psychicznie do kupy na rozprawę rozwodową, która pewnie nie prędzej niż we wrześniu, bo już wkrótce zaczynają się półtoramiesięczne wakacje sądowe. oby to były spokojne wakacje również dla nas.