sobota, 24 sierpnia 2013

od sanktuarium do kurnika

ostatnio mańkowi udało się zupełnie niechcący, a wręcz wbrew swojej woli, ująć głębię duszy luzytańskiej w jednej zgrabnej frazie: od sanktuarium do kurnika. co prawda chodziło mu o trasę, jaką józio zjeżdża na deskorolce (od minikapliczki na jednym krańcu naszej działki, do kurnika na drugim jej krańcu, po chodniczku, który idzie wzdłuż lekkiej pochyłości terenu i pozwala niebezpiecznie się rozpędzić – na szczęście kask i ochraniacze zakładane są obowiązkowo, a hamowanie też już ćwiczyli) – ale tak mnie tym ujął, że śmiałam się kolejne 10 minut. nikt za bardzo nie rozumiał, z czego się tak śmiałam, a to dlatego, że pomiędzy świętą inkwizycją i kurzym gównem brak jest miejsca na wysublimowane poczucie humoru.

 w rodzinnym albumie fotografii jest takie jedno charakterystyczne zdjęcie z fatimy: ja w ciemnych okularach, które wtedy rzadko zdejmowałam, bo mi wkurwem z oczu patrzyło, z wózkiem (julek miał wtedy 5 miesięcy), józio z niepewną minką usadzony na balustradce przed ołtarzem głównym i j-lo, na klęczkach przy tejże balustradce, z palcami splecionymi do modlitwy, a z miną taką, jakby ją przyłapano na czymś wielce nieprzyzwoitym – zapewne modliła się żarliwie o nasz rychły rozwód.

minęło kolejne półtora roku, a rozwodu ani widu, ani słychu. wobec tak ewidentnego braku zrozumienia u niebios, j-lo chyba dała w tym roku za wygraną, bo całe wakacje minęły mi bardzo spokojnie. po raz pierwszy od pięciu lat. żadnej awantury, żadnych histerycznych scen, żadengo dramatycznego grożenia zawałem serca. jak nie ona!  cisza i spokój.

dla równowagi kłócimy się z mańkiem raz na tydzień, bez większego zaangażowania, raczej żeby nie wyjść z wprawy – ale tym razem j-lo się do naszych kłótni nie włącza, więc gdy tylko wybrzmi echo po ostatnim krzyku, wszystko wraca do normy. wczoraj maniek zrobił mi awanturę o kurzące się od dwóch lat w salonie gazety, które wywaliłam bez pytania. bo tam były dwie, które były mu potrzebne. ukryte w tajnym schownku między katalogami ikei 2010/2011 i gazetkami telewizyjnymi z okresu listopad 2011-styczeń 2013. nie odpowiedziałam mu głośno, żeby spierdalał tylko dlatego, że jestem damą, a poza tym po portugalsku to już tak soczyścienie nie brzmi – odwróciłam się z godnością i poszłam pod prysznic. dziś nie mogę zapomnieć zapytać go przed wyrzuceniem śmieci z łazienki – czy moje zużyte podpaski też chce przejrzeć i skatalogować, czy jednak mogę je wyrzucić. ale może jednak do czegoś się jeszcze mogą przydać?


mamy dziś gości. w piekarniku piecze się śliczny sernik. typowy polsko-niemiecki sernik, więc jak wyjmę go z pieca, na pewno troszkę opadnie, ale za to będzie zupełnie nieportugalski, a o to nam głównie chodziło. będzie dopiekał się jeszcze około 20 minut, więc mogę spokojnie iść pod prysznic.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

siła genów i duch narodu

w moim młodszym synu odezwały się geny portugalskie. siedzimy na plaży, julek ładuje piasek na swoją nową ciężarówkę-wywrotkę. w pewnym momencie zwraca się do mnie dramatycznym tonem:
- mamusiu, skończyło się...
- co się skończyło?
- piasek się skończył...
(roztargnionemu czytelnikowi przypominam, że siedzimy na plaży...)
chciałam mu złośliwie podpowiedzieć, żeby zaimportował z angoli po cenie ropy naftowej, ale przypomniałam sobie w porę, że przecież nie wszystko stracone – 50% genów jest jednak polskich J

mieliśmy bardzo przyjemne 4-dniowe wakacje w algarve, na południu. maniek zapisał się na turniej siatkówki wraz ze swoją młodzieńczą miłością, żorżiniem, który jest również chrzestnym jóżia, a my z chłopakami i dziewczynami (wszystkie nasze żony i dzieci razem) żeśmy sobie leniuchowali i chlapali się w basenie. kiedy nasi mężowie razem wychodzą, nucimy sobie złośliwie z mariną, żoną żorzinia, melodię z brokeback mountain ;p

oprócz tego nie uniknęłam durnej dyskusji nad grilowaną rybą nt. środków antykryzysowych wprowadzonych przez portugalski rząd. powijam już oczywisty i odczuwalny fakt, iż obecny rząd nie cieszy się popularnością, bo jako pierwszy miał odwagę wprwadzić tak radykalne cięcia i z taką energią i uporem egzekwować od obywateli np. zwrot świadczeń nienależnie wypłacownych (np. zasiłki rodzinne wypłacane przez kilka lat po utracie prawa do takowych, zasiłki dla bezrobotnych, których przyłapano na pracy na czarno, dopłaty do róznego rodzaju wydatków ponoszonych z tytułu utrzmania pełnoletnich uczących się dzieci – które w międzyczasie porzuciły naukę...). podobnież szok w społeczeństwie przyzwyczajonym do szarej strefy wywołał przepis wprowadzający bezwzględnie kasy fiskalne oraz obowiązek wydawania (i żądania) rachunku lub faktury. jakoś do portugalczyków nie dociera, że przez lata żyli ponad stan – wydawali więcej, niż produkowali, inwestycje były realizowane z dotacji ue, różne przywileje i bonusy były opłacane kosztem zadłużania się państwa... i jakoś nie dociera do nich również fakt, iż bolesne środki podjęte przez tenże rząd, szereg mało popularnych reform, zaciskanie pasa, dyscyplina- przyniosły skutek, są pierwsze sygnały wychodzenia portugalii z kryzysu. a przecież rok temu mówiono całkiem serio, że portugalia będzie drugą grecją.

dyskusja absolutnie durnowata, bo jak rozmawiać sensownie z kimś, kto porównuje swoją sytuację zawodową i swoją emeryturę (35 lat w jakimś urzędzie gminnym czy coś w tym stylu) z sytuacją zawodową i emeryturą b. sędziny trybunału konstytucyjnego? portugalskie przepisy zezwalają na przejscie na emertyurę sądziom trybunału konstytucyjnego po 12 latach wykonywania zawodu. owa sędzina z tego prawa skorzystała i obecnie jest przewodniczącą parlamentu, całkiem zresztą sensowną; otrzymuje z tego tytułu wynagrodzenie i zachowała prawo do emerytury. emerytowana urzędniczka gminna, która ma maturę i w okresie wykonywania zawodu miała określony, znany zakres odpowiedzialności, uważa, że b. sędzina  powinna przejść na emeryturę na takich samych zasadach, jak ona, oraz mieć tę emeryturę wyliczoną w podobnej wysokości, co urzędniczka gminna, przecież żołądki wszyscy mamy takie same. bo w przeciwnym wypadku nie ma sprawiedliwości. jako argument potwierdzający fakt, iż sprawiedliwości nie ma, podała mi również to, iż jej bratowa mieszkająca od lat w wielkiej brytanii, co dwa lata wymienia sobie protezę (tj. sztuczną szczękę) i nic do tego nie dopłaca, a ona musi partycypować w kosztach usług swojego dentysty i ortodonty, jak również pokrywa część kosztów wizyt lekarskich i pobytów w szpitalu... i tu znowu nie dociera do niej, że system świadczeń socjalnych i zdrowotnych nie może być utrzymany wyłacznie  z naszych składek – że w każdym wypadku państwo do niego dopłaca. im bogatsze i lepiej zarządzane państwo, tym większe te dopłaty, tym mniej marnotrawionych środków i tym mniejsze indywidualne obciążenie obywatela.

a z tymi dopłatami do wizyt lekarskich to jest tak: za wizyty u lekarza pierwszego kontaktu, jak również za wizyty u specjalisty po skierowaniu przez tegoż lekarza , nie dopłaca się nic albo jakąś zupełnie symboliczną kwotę (2-3 euro). za badania, jeśli wykonane są w przychodni lub w laboratorium, które ma podpisaną umowę z ichnim nfz – nie płaci się nic lub dopłaca symboliczną kwotę. o ewentualnej dopłacie kiedyś decydował status pacjenta (nie płacili emeryci, renciści, dzieci do lat 18, kobiety w ciąży, niektóre zawody – wojskowi, strażacy itp.). teraz decydują zarobki, tj. poniżej pewnej kwoty dochodu na osobę w rodzinie uzyskuje się zwolnienie z opłat (odpowiednie zaświadczenie do uzyskania w urzędzie gminy), natomiast jeśli dochód na osobę w rodzinie tę kwotę przekracza, to do wizyt i badań trzeba dopłacać. nie jestem pewna, jak funkcjonuje refundacja leków przepisanych przez lekarza. tak czy inaczej, wprowadzenie przez rząd nowych zasad zwalniania z tzw. taxas moderadoras wywołał ogromne oburzenie wśród dotychczasowych beneficjentów – mimo tego, że część z nich, po udowodnieniu niskich dochodów, zachowała prawo do zwolnień z opłat.

na pewno prawdą jest to, że utrata przywilejów jest zawsze bardzo bolesna, nawet jeśli na zdrowy rozum i gołym okiem widać, że nie było i nie ma w kasie państwa pieniędzy na udzielanie takich świadczeń.

notabene, po wprowadzeniu nowego systemu dopłat do świadczeń lekarskich zdecydowanie zmniejszyła się liczba przypadków jazdy w weekend czy w nocy na ostry dyżur do szpitala ze schorzeniami i przypadłościami, które powinne być leczone w normalnym trybie u lekarza rodzinnego – w przypadku stwierdzenia braku uzasadnienia do leczenia w trybie ostrego dyżuru, zagrożenia życia itp., pacjent dostaje rachunek na 50 euro plus koszt badań i na drugi raz głębiej się zastanowi, zanim się wybierze na dyżur do szpitala, zamiast do swojej przychodni.

jednakowoż nadal funkcjonuje w narodzie myślenie magiczne jak u czerolatka – pieniążki mamusia wyciąga z bankomatu, wystarczy mieć kartę... dlatego też zdziwienie u pań z mojego banku wywołują moje systematyczne odmowy na ponawiane propozycje wydania karty kredytowej. kiedy pytają mnie, dlaczego nie chcę mieć karty kredytowej, odpowiadam, że hołduję idei wydawania tylko tych pieniędzy, które mam, a nie tych, których nie mam i nigdy mieć nie będę. jedna karta kredytowa mi wystarczy, nie muszę mieć siedmiu kont i dziesięciu kart (i kilku tysięcy euro długów...)


tak oto pomądrzyłam się i idę budzić moje szalcheckie dzieci, które śpią do 11.00 J