czwartek, 30 maja 2013

"kto narodził się, by lśnić, przeszkadza temu, kto żyje w ciemności"

...powiedziała prof. rosa roque, założycielka, opiekunka i przewodnik duchowo-muzyczny grupy gingas do maculusso - usłyszłam wczoraj w radiu, jadąc do pracy, i się zachwyciłam. gingas do maculusso były jednym z pierwszych - jeśli nie pierwszym - zespołem śpiewającym w kimbundu i utrzymującym się na listach przebojów od 30 lat.

***
a teraz zmienimy klimaty na bardziej swojskie i mniej kulturalne.

józio ma w zwyczaju defekować w połowie kolacji. po prostu jakoś między zupą i daniem stwierdza, że chce mu sie kupkę, ale nie chce iść do łazienki sam, więc jedno z nas idzie z nim na górę. józio formułuje grzeczną prośbę: "mamusiu, czy możesz mi towarzyszyć w robieniu kupki?"

a potem, kiedy ja przysiądę na brzegu wanny, a sam józio na ubikacji, pojawia się niezmiennie druga prośba: "opowiedz mi historię o dużych zwierzętach/ o małych zwierzętach/ o rybkach / o niebezpiecznych zwierzętach..."
ale dziś józio poprosił: "mamusiu, opowiedz mi historię o kupie, która poszła do muzeum..."

nie mogłam dziecka zawieść, więc w mojej historii kupa rzeczywiście poszła do muzeum, ale nie chcieli jej sprzedać biletu, bo miała obsrane pieniądze - trzymała je przecież w kieszeni. musiała się przemknąć chyłkiem koło kasy, kiedy bileter się na chwilę odwrócił. kupa była, rzecz jasna, zachwycona eksponatami (akurat była wystawa o dinozaurach), a po zwiedzaniu muzeum wybrały się z koleżanką do parku wodnego.

i tu pojawił się kolejny zgryz, bo jak tylko zjechały z pierwszej zjeżdżalni prosto do wody, podniosło sie larum i ludzi ewakuowano, bo "ktoś zrobił kupę do wody". myślę, że józio złapał przesłanie historii: takiej kupie nie jest w życiu lekko, codziennie styka się z dyskryminacją i wrogością.

sobota, 11 maja 2013

przetrwaliśmy :)

jakimś cudem przetrwaliśmy wizytę oficjalną, a jej przebieg był zaskakująco pozytywny, mimo oczywistych luk i niedopatrzeń w przygotowaniach (luk? przepaści typu wielki kanion!), mimo błędów, gaf i grożących wpadek.

pod względem logistycznym to była absolutna mission impossible, a jednak wszyscy docierali na miejsce (niekoniecznie na czas), nikt się nie zgubił, nikt nie chodził głodny, nikt się nie pochorował, nikogo nie napadli. na koniec nawet zostaliśmy pochwaleni za świetną organizację, zaangażowanie i opiekę nad delegacją :)

tak tylko żeby zobrazować ogrom logistycznego piekła: na potrzeby transportu gości wynajęłam w poważnej międzynarodowej firmie avis dwa minibusy. w trzecim dniu wizyty jeden kierowca pojawił się półtora godziny po umówionej godzinie, a drugi się nie pojawił w ogóle, bo rozbił samochód, o czym się dowiedziałam dopiero od mojego kierowcy, który zadzwonił do tamtego i go opieprzał za spóźnienie (mnie kierowca wynajęty powtarzał ciągle, że już dojeżdża, jeszcze tylko dwa skrzyżowania).
ale i tak sobie poradziłam :)
i nie, nie odwoziłam gości taksówką, ani też rowerkiem :)

w czwartek wieczorem odwieźlismy większość gości na lotnisko (niektórzy zostawali jeszcze na weekend, bo już mieli poumawiane spotkania) i żeby nie było za nudno - kierowca wynajęty wraz z najętym busem zostali zatrzymani przez policję na lotniku. otóż kazałam kierowcy odstawić samochód na parking i zaczekać na mój sygnał, że go zwalniam do domu. nie mija pięć minut, kierowca dzwoni do mnie i mówi, że policja się go czepia i żebym przyszła wyjaśnić. przychodzę zatem i słyszę od policjanta, iż kierowca nie dość, że zaparkował busa w miejscu niedozwolonym, to jeszcze wysikał się pod płotem, tuż pod posterunkiem policji... opadły mi ręce. w końcu policjant powiedział, że ze względu na moją interwencję nie zatrzymają samochodu, ale kierowcy wypiszą mandat za parkowanie i sikanie w miejscu niedozwolonym.

***
za to mańka po ponad 30 latach dopadła malaria. do tego nieszczęścia chodzą parami, więc razem z malarią dostał infekcji pokarmowej i wygląda, jakby go czołg przejechał. wczoraj i dziś leżał w klinice na kroplówce, bo się odwodnił, ale na szczęście wszystko pod kontrolą i na noc wraca do domu.

dzieci, tfu tfu, mają się dobrze, ja też, oprócz tego, że przez stres ostatnich kilku miesięcy okres mi się całkiem rozregulował i cholernie to irytujące.

i tyle. teraz całe napięcie ze mnie zeszło i czuję się, jakbym za dwa dni miała wyjechać na kilkutygodniowe wakacje! :)